Web3 – co to jest i dlaczego wszyscy o tym mówią?
Web3 to w ostatnich miesiącach gorący termin, który coraz częściej pojawia się zarówno w przestrzeni medialnej, jak i dyskusjach. Czym tak naprawdę jest i co ma wspólnego z kryptowalutami?
Web3 to kolejna generacja internetu, która ma za zadanie oddać sieć w ręce twórców. Jej podstawową wartością ma być decentralizacja własności platform czy aplikacji internetowych, na których umieszczane są treści. Obecnie w większości są one w posiadaniu dużych graczy, czyli globalnych koncernów, jak Facebook czy Google. W Web3 ogromne, scentralizowane serwery mają zostać wyparte przez rozproszoną sieć komputerów.
Podobnie istotę Web3 wyjaśnił na swoim blogu Bartek Pucek, który wskazał, że jest to „trend związany z re-architekturą internetu, w której wartość – czy to w formie treści, danych, czy pracy – jest w przeważającej mierze przechwytywana przez jej producentów, a nie dystrybutorów”.
Skoro piszemy o Web3, warto dodać, jak rozumiemy jego poprzedników, czyli Web1 i Web2. Możemy uznać, że początkiem Web1 jest powstanie internetu, czyli rok 1983, a właściwe funkcjonowanie tej sieci datuje się na lata 1990-2004. Podstawową wartością Web1 były statyczne strony internetowe, prezentujące głównie materiały do przeczytania. W Web2, w którym funkcjonujemy obecnie, użytkownicy stali się twórcami – dziś każdy z nas może nie tylko konsumować treści, ale także w coraz prostszy sposób je tworzyć.
Pod względem użyteczności, Web3 nie będzie więc specjalnie różnić się od internetu, który już znamy. Podstawową różnicą jest kwestia „posiadania” treści – obecnie materiały, które umieszczamy w sieci, nie są naszą własnością, a platform, na których się znajdują. Web3 przeniesie własność danych na twórcę, a służyć temu ma technologia oparta na blockchainie, tokenach kryptograficznych i kryptowalutach. Mają one zagwarantować bardziej sprawiedliwy system i przede wszystkim być odpowiedzią na śledzenie i zapisywanie danych bez zgody użytkownika.
Zdecentralizowana sieć korzystająca z technologii blockchain (czyli przechowywania i bezpośredniego przekazywania informacji pomiędzy rozproszonymi serwerami) ma umożliwić użytkownikom wgląd w działanie platformy, a co za tym idzie, większą przejrzystość funkcjonowania internetu, jak również wyeliminować globalne awarie, które niejednokrotnie zdarzały się serwerom Google czy Facebooka. Zagorzali fani Web3 twierdzą, że rozproszone działanie sieci uniemożliwi cenzurę, a docelowym skutkiem tej generacji internetu będzie całkowite wyeliminowanie globalnych gigantów technologicznych.
Co ma więc wspólnego Web3 z rynkiem kryptowalut?
Programiści w Web3 wdrażają projekty w zdecentralizowanych sieciach typu blockchain, których przykładem może być Ethereum. Nazywana kiedyś Bitcoinem 2.0, wykracza daleko poza potoczne, często spekulacyjne, rozumienie kryptowaluty. Takie sieci, choć posiadają własną kryptowalutę, są przede wszystkim otwartoźródłowe i zdecentralizowane, a także bazują na technologii blockchain i bezpośrednim przesyłaniu danych pomiędzy wieloma serwerami. Pozwala to na budowanie rozproszonej sieci aplikacji (DApps) oraz wytwarzanie dowolnej liczby tokenów.
Te ostatnie mogą być traktowane przez użytkowników Web3 jako inwestycja, bo stanowią środki wymiany same w sobie. Są więc zachętą dla każdego, kto chce uczestniczyć w tworzeniu i zarządzaniu siecią, a także do przyczyniania się do rozwoju i ulepszania każdego z projektów, który opiera się właśnie na oddolnej pracy programistów.
Dlaczego Web3 budzi tak wiele kontrowersji?
Sceptycy twierdzą, że niemożliwością jest przekonanie dużej liczby użytkowników do korzystania z tej technologii i że większość z nich nie dba o potencjalne korzyści płynące z rozproszonej sieci. Wolą oddawać się bezproblemowej rozrywce, do której w dużej mierze służy internet, na platformach dobrze im znanych – jak w słynnym cytacie z filmu „Rejs”: „mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu.”.
Zaciekłym krytykiem Web3 jest również Elon Musk, który niejednokrotnie w dyskusjach choćby na Twitterze nazywał tę technologię „bzdurą”, jak również kpiąco pytał, czy ktoś widział Web3, bo nie może go znaleźć. Pojawiają się także głosy (m.in. byłego prezesa Twittera Jacka Dorseya), że idea Web3 nie jest siłą demokratyzującą sieć, ale narzędziem inwestorów venture capital. Dlaczego może tak być? Bo mniejsze, ale zaawansowane technologicznie projekty wciąż będą potrzebowały znaleźć inwestora. To rodzi obawę, że choć nie będą już one uzależnione od wielkich korporacji, to nadal nie będą niezależne.
Zarówno technologia Web3, jak i same tokeny czy kryptowaluty, wymagają dużej wiedzy technologicznej, bo jej brak może słono kosztować. Łatwo jest dać się naciągnąć na drogą inwestycję w bezwartościowy produkt. Zdecentralizowana sieć rodzi także pytania o to, w jaki sposób – poza jurysdykcją państw – byłaby chroniona przed cyberzagrożeniami.
Przyszłość Web3, a właściwie to z jakim rozmachem będzie się rozwijać, nie jest więc jasna. Warto jednak podchodzić do każdego z tego typu tematów z ogromną ciekawością i jeszcze większą ostrożnością.