Serwis internetowy www.startup.pfr.pl stosuje pliki cookies. Aby dowiedzieć się więcej, zapoznaj się z Polityką Prywatności.

"Nie postrzegamy Duolingo jako konkurenta. Na rynku edtech jest apetyt na różne rozwiązania" Max Azarov, Novakid

Novakid to założona w Krakowie platforma do nauki j. angielskiego dla dzieci, która w sierpniu tego roku zdobyła rekordową rundę finansowania - ok. 29,5 miliona euro od funduszy VC z Doliny Krzemowej. Czym się zajmuje, jak uczy, jak się postrzega? O tym porozmawialiśmy z Maxem Azarovem - założycielem i CEO firmy.

Czym zajmuje się Novakid, jak to się zaczęło i skąd pomysł na aplikację edukacyjną dla dzieci?


Max Azarov: Jestem jednym ze współzałożycieli i CEO Novakid. Początkowo było to moje hobby. Mam troje dzieci i postanowiłem wychować je dwujęzycznie - z angielskim jako jednym z języków. To był po prostu proces wychowania, ale przekonałem się, jak to jest skuteczne. W miarę naszych postępów inni rodzice zaczęli mnie pytać jak uczyć języków, a nawet chcieli, żebym uczył ich dzieci. Nie planowałem zmieniać swojej kariery i zostawać nauczycielem, więc zacząłem myśleć o tym, jak wykorzystać technologię, aby pomóc większej liczbie dzieci. Naprawdę wierzę, że myślenie w więcej niż jednym języku zmienia cię jako osobę – to całkiem dobrze opisane znane zjawisko, a dzieci, które stoją przed na takimi doświadczeniami, dostają ogromny impuls rozwojowy, a także i pewność siebie potrzebną w nauce kolejnych języków i umiejętności. 


W pewnym momencie zauważyłem, że pionierskie rozwiązania w dziedzinie nauczania online pojawiają się na rynku chińskim, podczas gdy reszta świata nadal uważa ją za coś, co działa tylko w wypadku dorosłych. Chińczycy pokazali, że było inaczej. Widzieliśmy, jak rozwijają się tam internetowe kursy językowe dla dzieci. Wtedy pomyślałem „Dlaczego coś takiego nie jest dostępne poza Chinami?”


Najpierw po prostu zbudowaliśmy kopię najpopularniejszego chińskiego rozwiązania, ale to był dla nas dopiero początek – wykorzystaliśmy je jako test naszego modelu biznesowego i bardzo szybko wypracowaliśmy własny produkt - dostosowany do potrzeb rynków europejskich i innych rynków zachodnich.


Novakid zaczeło w Krakowie, a firma jest zarejestrowana w USA – dlaczego zdecydowałeś się na start w Polsce i… czy to polski start-up, europejskim start-up czy może amerykański? Jak się identyfikujecie?


Oczywiście nie jest tajemnicą, że Polska jest bardzo opłacalną kosztowo lokalizacją, jeśli chcesz prowadzić firmę w Unii Europejskiej. Szczerze mówiąc, był to jeden z głównych powodów. To była bardzo pragmatyczna decyzja. Czujemy się bardziej Europejczykami niż Polakami – bo nie mamy polskich inwestorów – w naszej ostatniej rundzie wiodącym inwestorem był węgierski fundusz. Jednak Polska jest naszym głównym i wiodącym rynkiem, nawet dzisiaj. Patrząc na nasz network, naszych inwestorów – to mieszanka powiązań europejskich i amerykańskich. Nasi amerykańscy inwestorzy, którzy dołączyli do nas w rundzie B, wprowadzają swoich globalnych partnerów – w USA i poza nimi, co pomaga nam poszerzać nasze horyzonty.


W świecie, w którym żyjemy, nie ma sensu myśleć „Jestem polskim start-upem i zamierzam rozmawiać tylko z polskimi start-upami i zobaczymy, dokąd mnie to zaprowadzi”. Cały świat jest w zasięgu jednej rozmowy na Zoomie.


Powiedziałeś, że dość łatwo jest wejść na rynek globalny, ale zawsze są wielcy, globalni gracze. Na przykład w wypadku nauki języków – Duolingo, które jest darmowe i zajmuje ogromną część rynku. Wy macie ciekawe podejście, skupiając się na nauce dzieci. Czy uważasz, że jest miejsce dla aplikacji, które koncentrują się na konkretnych niszach, aby skutecznie walczyć z dużymi graczami? Czy można stworzyć dużą aplikację mając takich ogromnych konkurentów?


Nie postrzegamy Duolingo jako konkurenta. Ich klienci to głównie osoby w wieku 25-35 lat, a dla nas to dzieci w wieku 4-12, więc zupełnie nie ma punktów stycznych. Ale jest to absolutnie możliwe. Niedawno rozmawiałem ze świetnym, założonym na Węgrzech start-upem – Drops, który zdecydowanie daje Duolingo popalić. Specjalizują się w jednym aspekcie nauki języków – ćwiczeniu słówek. Tylko tyle - ale robią to naprawdę dobrze. Udało im się skalować aplikację do poziomu dziesiątek milionów instalacji, a obecnie mają na koncie świetny exit. Myślę, że to wyraźnie pokazuje, że na tym rynku jest apetyt na różne rozwiązania. 


Jeśli chodzi o segment dziecięcy, to jeszcze okaże się, czy w tej kategorii uda nam się stworzyć aplikację do samodzielnej nauki, bez nauczyciela. W tej chwili tworzymy rozwiązanie hybrydowe – 30% zajęć z nauczycielem 70% samodzielnej nauki. Dzieciom się to podoba, ponieważ mogą zarówno bawić się same, jak i wchodzić w interakcje z żywą osobą, a rodzice też to lubią, ponieważ czują, że to zarówno rozrywka, jak i „prawdziwa nauka” z prawdziwym nauczycielem. Czy uda nam się to zrobić w 100%, dopiero się okaże.


Jeśli chodzi o nauczanie dzieci, istnieje wiele niezaspokojonych potrzeb, a Duolingo nie jest bynajmniej złotym standardem. Jednym z głównych problemów, jakie widzę w ich produkcie, jest to, że wykorzystuje metodę tłumaczenia – w zasadzie używasz swojego pierwszego języka do nauki drugiego. To robili nauczyciele, kiedy ja chodziłem do szkoły – to naprawdę oldskulowa metoda nauki. Jeśli zapytasz jakiegokolwiek młodego nauczyciela, dowolnego językoznawcy, powiedzą ci, że nie jest to najlepszy sposób na naukę języka. Przejście bezpośrednio do języka docelowego jest o wiele bardziej fizjologiczne, lepiej rozwija nasze synapsy. Duolingo działa więc dla dorosłych, ale zdecydowanie nie dla dzieci. Tak więc, jeśli ktoś, kto to czyta naszą rozmowę myśli, czy stworzyć rozwiązanie, które może konkurować z Duolingo – tak, możesz, zwłaszcza jeśli projektujesz coś dla młodszych uczniów.


Lekcje w Waszej aplikacji odbywają się na żywo, ale online – czy przenoszenie nauki w szkołach, a w zasadzie każdej innej aktywności do internetu podczas pandemii pomogła Twojej firmie, czy też doświadczenie szkoły online budzi nieufność rodziców i wolą pozostać offline? Czy widzicie jakieś efekty pandemii jeśli chodzi o liczby, feedback czy inne obszary i czy jest to zmiana na lepsze, czy na gorsze?


Zdecydowanie na lepsze. Pandemia zmusiła niektórych rodziców do wypróbowania naszego rozwiązania – po prostu nie mają innej opcji, zwłaszcza teraz, gdy Europa ponownie przechodzi w stan lockdownu. Ten sam efekt obserwowaliśmy w zeszłym roku, podczas pierwszej fali. Ale widzimy, że gdy rodzice spróbują nauki online, widzą, że to działa. Następnie stają się naszymi ambasadorami. 


Jeśli się nad tym zastanowisz, to ma sens. Lekcje online są wygodne, oszczędzają czas, bo nigdzie nie musisz jechać. Są bezpieczne – dziecku nic nie może się stać fizycznie ani psychicznie – bo to bardzo silnie monitorowane środowisko, a każda lekcja jest rejestrowana, dzięki czemu można ją obserwować w dowolnym momencie. Do tego można zaplanować zajęcia w dowolnym terminie, nie musząc dostosowywać się do harmonogramu szkoły. Można powiedzieć „Ok, w tym tygodniu będziemy mieć zajęcia o 17:00 zamiast o 15:00” i jest w porządku. To niemożliwe w przypadku klasycznej szkoły językowej – a do tego nasze rozwiązanie jest tańsze. Większość rodziców docenia plusy takiego rozwiązania.


W pewnym sensie odpowiedziałeś na następne pytanie, które chciałem zadać – zachęcenie klientów, żeby z Wami pozostali. Czy uważasz, że utrzymanie klientów i uczniów stanowi problem, czy też większość uczniów zostaje?


Retencja klienta zawsze jest problemem. Jeśli ktoś powie Ci, że się nią nie przejmuje, prawdopodobnie nic nie robi. Obecnie mamy retencję na poziomie uważanym za złoty standard w branży – 50% w wypadku krajów UE. Oznacza to, że połowa naszych klientów zostaje z nami na drugi rok. To bardzo duża liczba. Ale myślę, że stać nas na więcej! Naprawdę martwię się o tych, które nie zostają. Dotrzemy do nich i zaplanowaliśmy dla nich wiele ciekawych rzeczy!


Jeśli chodzi o nauczycieli – kim oni są? Widziałem, że macie dość surowe wytyczne ich dotyczące. Czy oprócz posiadania uprawnień do nauczania języków obcych przechodzą jakieś specjalne szkolenia? Czy tworzycie dla nich jakieś specjalne programy, tworzycie społeczność?


Jak najbardziej. Jesteśmy bardzo dumni z naszych nauczycieli i dużo w nich inwestujemy. Posiadamy dział doskonalenia nauczycieli, który zapewnia ciągłe szkolenia i wsparcie, po to, żeby stawali się coraz lepsi. Mam szereg programów motywujących ich do samodoskonalenia się, oferujemy dla wiele materiałów szkoleniowych, z których mogą korzystać samodzielnie - takich jak webinaria, materiały dydaktyczne itp. itd. Nie jesteśmy więc marketplacem, do którego każdy może dołączyć, niezależnie od tego, czy wie coś o nauczaniu, czy nie. To nas wyróżnia. Poza tym nauczyciele na innych platformach internetowych mają średnio 4-5 uczniów, u nas 20-30, więc mają dużo więcej praktyki. Uczą dużo więcej i są w tym dobrzy. 


Wierzę w takie podejście, szczególnie dla dzieci, dla których szczególnie ważna jest jakość nauczania. To na pewno nam pomaga. Nasza platforma jest też dla nauczycieli korzystna finansowo. Jesteśmy głównym źródłem dochodu dla wielu z nich. 


Wspomniałeś już o finansowaniu – w tym o braku polskich inwestorów. Niedawno ogłosiliście dość dużą rundę finansowania z kilkoma europejskimi VC. Jak Wam to pomogło, jak się rozwijacie i jak korzystacie z tych środków?
Brak polskich inwestorów nie oznacza, że nie podejmowaliśmy prób dotarcia do nich. Kontaktowaliśmy się z inwestorami, rozmawialiśmy z kilkoma, ale szczerze mówiąc, byli dla nas zbyt powolni – może mieli inne leady, nad którymi pracowali, nie wiem.


Jak wspomniałem wcześniej, obecnie rozwijamy portfolio produktów online. Chcemy, aby nasi uczniowie pozostali na naszej platformie nawet po zakończeniu lekcji z nauczycielem i chcemy zwiększyć ten odsetek do 70% - co oznacza, że na każdą godzinę spędzoną na lekcji, spędzają trzy na naszej platformie, grając nasze gry edukacyjne lub w inny sposób spędzając czas z naszymi treściami. Budujemy dla dzieci całe uniwersum, w którym będą spędzać czas. Wypuściliśmy już pierwszą partię nowego contentu edukacyjnego – dostęp do niej ma około 20% naszych uczniów. Ci, którzy do nas dołączają, uczestniczą nie tylko w zajęciach angielskiego z Novakid, ale dołączają do Novakid Magic School, gdzie oprócz angielskiego uczą się magii. 


Powiedziałeś, że cel to 70% - 30%, więc jak to wygląda w tej chwili?


Obecnie około 50-50, godzina lekcji, godzina na platformie– więc jesteśmy na dobrej drodze!


Wspomniałeś, że pandemia pomaga się Wam rozwijać, że pracujecie nad rozwojem na rynku amerykańskim. Jak wygląda wzrost Novakid z roku na rok i jakie są Wasze plany rozwoju?


Od 2020 r. przez 2021 r. szybko się rozwijamy, a w 2022 r. urośniemy minimum trzykrotnie, a prawdopodobnie jeszcze bardziej. Zaczynamy działać w kolejnych krajach – szczególnie w Azji. Myślę, że w przeciwieństwie do rynku szkół offline, który jest bardzo rozdrobniony, nauczanie online będzie dużo bardziej skonsolidowane. Będzie kilka firm, które przejmą większość rynku, a Novakid będzie jedną z nich. Jesteśmy w tej chwili największą szkołą w Europie, a to dopiero początek! 

Inne aktualności

Być kobietą w świecie innowacji... - rozmowa z Mirellą Kłosińską (cykl artykułów)

Być kobietą w świecie innowacji... - rozmowa z Pamelą Krzypkowską (cykl artykułów)