Przejdź do treści
Publikacje Data publikacji: 07 kwietnia 2021

Rozmowa z Bartłomiejem Golą o rewolucji energetycznej i szansach dla polskich start-upów

Czy wodór jest rzeczywiście przyszłością transportu? Na jakim etapie transformacji energetycznej jesteśmy i czy niesie ona szanse dla start-upów? O tych tematach rozmawialiśmy z Bartłomiejem Golą – twórcą i Partnerem Generalnym w funduszu VC SpeedUp Group i jedną z najważniejszych postaci polskiej branży start-upowej oraz marketingowej.

Czy działania takie jak wprowadzenie Europejskiego Zielonego Ładu wpłyną na zainteresowanie rozwojem nowych technologii w zakresie OZE?

Europejski Zielony Ład i wszystkie jego konsekwencje, które biorą na siebie państwa członkowskie Unii Europejskiej, będą wymuszać wielki proces zmiany energetycznej. To pozornie jest oczywiste i wszyscy mamy świadomość, że np. Polska musi redukować swoje emisje, a w związku z tym będzie musiała zastępować swoje aktywa węglowe, aktywami niskoemisyjnymi – OZE, atomem czy może przejściowo gazem. Ale oznacza to także ogromną szansę dla setek małych firm, które działać będą w obszarze tej zmiany.Nie mówię tu jednak o budowaniu elektrowni, bo to nie jest temat ani dla funduszy VC, ani dla start-upów. Mówię o obszarze nowych technologii, które muszą zmianę obsłużyć. Mamy dzisiejsze status quo w Polsce, gdzie znacząca część energii jest wytwarzana z węgla. To będzie musiało się zmienić, a konsekwencją tego będzie konieczność wyregulowania na nowo systemu poprzez rozwiązania technologiczne, które powinny dostarczyć małe firmy – to tworzy dla nich szansę.

A jak szeroki jest worek OZE? Czy to tylko rozwiązania z bezpośrednim wpływem (np. fotowoltaika) czy lepiej patrzeć na ten zbiór szerzej, włączając np. inteligentne rozwiązania dla domów, które umożliwiają zdalne sterowanie gniazdkami lub ogrzewaniem?

Ja lubię myśleć o tym rynku w ten sposób – mamy z jednej strony wytwarzanie, a w ramach niego technologie, które istnieją już wiele lat, jak np. wspomniana fotowoltaika. Po tej stronie rodzą się szanse w zwiększaniu efektywności ogniw inwestycji – dążenie do choćby wytworzenia z tych samych surowców większej ilości energii. Z drugiej strony możemy równoważyć sytuację na rynku w zakresie popytu. Istnieje coś takiego jak demand side response (DSR), który daje odbiorcom energii możliwość uzyskiwania regularnego wynagrodzenia w zamian za gotowość do chwilowego ograniczenia części poboru energii elektrycznej.

Duży udział OZE w systemie energetycznym powoduje jednak pewną niestabilność. Przy wszystkich niewątpliwie pozytywnych cechach tego typu rozwiązań, mamy tę jedną negatywną – jesteśmy zależni od czynników naturalnych. W Polsce zazwyczaj jest to wiatr lub słońce. Kiedy ich nie ma – system należy równoważyć. Inwestycje w OZE mogą dotyczyć również tego, jak szybko można zmniejszać zapotrzebowanie na energię, aby odciążyć system w tych momentach, kiedy jest jej w systemie mniej lub kiedy nie opłaca się jej wytwarzać źródłami „tradycyjnymi”. Uważam zatem, że mamy szanse biznesowe zarówno po stronie wytwarzania, jak i po stronie używania.

Patrząc wstecz, czy w rozwoju technologii związanych z odnawialnymi źródłami energii jesteśmy na ścieżce, którą zakładaliśmy przypuśćmy 5 lat temu, czy rozwój OZE podąża w innym kierunku?

Jeżeli weźmiemy pod uwagę rynek polski, to - również dzięki zachętom, które były tworzone na poziomie rządowym - mamy bardzo duży przyrost, chyba największy w Europie, jeśli chodzi o podłączaną do sieci moc z fotowoltaiki. Pojawia nam się bardzo wielu prosumentów – firm i osób prywatnych, którzy na swoich dachach zakładają mikroinstalacje. Ten proces w ostatnich latach bardzo przyspieszył, obserwowaliśmy jednocześnie lekkie spowolnienie w budowaniu farm wiatrowych. W tej chwili próbujemy to uzyskać w tzw. offshore, czyli przenieść te wiatraki z lądu, gdzie budzą one pewne kontrowersje, na szelf bałtycki. Wydaje mi się więc, że ten kierunek rozwoju jest bardzo dobry.

Wodór coraz częściej określany mianem „paliwa przyszłości”. Tworzenia lokomotywy napędzanej tym surowcem podjęła się PESA, a za 300 tys. PLN można kupić Toyotę Mirai. Odważny nabywca może mieć jednak kłopot z jej zatankowaniem…czy hasło „paliwo przyszłości” jest w tym przypadku trafne czy jest to może taki kolejny „eko-celebryta” z nagłówków?

Myślę, że wodór to jest nasza przyszłość, choć musimy sobie zdać sprawę, że jest on tak naprawdę metodą magazynowania energii i większość pojazdów wodorowych jest napędzana silnikiem elektrycznym. To co jest atrakcyjne w wodorze, to brak procesu ładowania akumulatora, zastąpiony procesem dopełniania się baterii wodorem. Rzeczywiście wydaje się, że dziś wodór jest bardzo interesującą koncepcją przechowywania i transportowania energii w przyszłości. Istnieją prognozy mówiące, że większość gazociągów będzie można przerobić na rurociągi przesyłające wodór. Przy czym trzeba podkreślić, że zaawansowanie biznesowe tej technologii jest dużo mniejsze niż np. instalacji fotowoltaicznych.

Osobiście nie wierzę w to, że samochody osobowe będą napędzane wodorem, ale jeśli spojrzymy na duży transport kołowy i szynowy – to jest bardzo możliwe. Pamiętajmy, że wodór jest po prostu innym narzędziem zapewniania energii elektrycznej do poruszania pojazdów i tak powinniśmy na niego patrzeć.

Czy jesteśmy w stanie przewidzieć, które technologie będą na topie w najbliższych 3-5 latach? Czy oprócz tych najbardziej popularnych OZE jest jakaś nisza, w której warto tworzyć rozwiązania?

Jest kilka obszarów, które identyfikujemy jako interesujące. Nie są to jedyne ważne obszary, są po prostu szczególnie w kręgu zainteresowania naszego funduszu. Po pierwsze, widzimy spore szanse właśnie w bilansowaniu sieci energetycznej, w której będzie coraz więcej OZE. Tutaj mówimy właśnie o takich instrumentach jak wspomniany DSR, ale też o magazynowaniu energii – na dziś pewnie w formie dużych magazynów bateryjnych opartych na technologii litowo – jonowej oraz na wodorze. Chodzi szczególnie o regionalny sposób magazynowania tej energii, np. powstaje osiedle i ono, tak jak obecnie musi mieć podłączenie do kanalizacji czy prądu, w przyszłości będzie musiało mieć podłączenie do baterii. Drugą kwestią są intensywne inwestycje w wytwarzanie energii z OZE, które wymagają bardzo mocnych systemów do nadzorowania, zarządzania i serwisowania. Przykładem są wiatraki, których sporo wytwarzamy, ale ich serwisowanie jest jeszcze mocno XX-to wieczne. Mamy mało zdalnych napraw i rozwiązań weryfikujących skuteczneich działanie.

Rozwijanie produktów w zakresie OZE wymaga też często skomplikowanych technologii i zaplecza logistycznego. Na co szczególnie zwracacie uwagę przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych w „zielone” start-upy?

Nie zawsze te rozwiązania muszą się wiązać z dużym zapleczem logistycznym, bo bardzo nas interesują kwestie software’owe, np. analiza danych z miejsc wytwarzania OZE. Natomiast my – niezależnie od branży – zwracamy uwagę na kompetencje członków zespołu tworzącego start-up. Dużą szansą na sukces w obszarze OZE jest przeniesienie na ten grunt rozwiązań informatycznych działających już w innych segmentach rynku. Chcemy inwestować w ludzi, którzy z jednej strony rozumieją kwestie energetyczne, ale równie dużą wiedzę mają w zakresie software’u.