Publikacje Data publikacji: 03 lutego 2022

„Musieliśmy biec i uczyć się wielu rzeczy zdecydowanie szybciej niż zachodnie ekosystemy” – Tomasz Snażyk, Startup Poland

W ostatnich tygodniach prezentowaliśmy wiele pozytywnych danych dotyczących rozwoju polskiego ekosystemu w 2021 roku. Raport w zakresie zeszłorocznych inwestycji stworzyły PFR Ventures i Inovo Venture Partners; pisaliśmy także o innej spośród najważniejszych corocznych publikacji – raporcie opisującym polski rynek start-upowy, przygotowanym przez Fundację Startup Poland. Jakie predykcje na nadchodzące miesiące ma Tomasz Snażyk, współtwórca i CEO Fundacji, a także co sądzi o najgłośniejszych nowinkach technologicznych ostatniego roku?

Za nami kolejny rok pandemii, która wg raportu podsumowującego 2021 rok przygotowanego przez Startup Poland, jeśli miała jakiś wpływ na rodzime start-upy, to raczej pozytywny. Rośnie liczba spółek działających na rynku powyżej 2 lat; firmy także więcej zarabiają. Czy możemy stwierdzić, że polski ekosystem wkracza w okres dojrzałości?

To jest dobre pytanie, ale na które trudno odpowiedzieć po prostu „tak” lub „nie”. Na pewno ciężko jest porównać rozwój naszego ekosystemu z zachodnimi, które miały dużo więcej czasu na stopniowy progres. My musieliśmy biec i uczyć się wielu rzeczy zdecydowanie szybciej, a pojawienie się pandemii było kolejną trudnością, z którą musieliśmy zmierzyć się w ekspresowym tempie.

Szalenie ciekawe jest to, że z jednej strony od wielu miesięcy znajdujemy się w sytuacji, w której słyszymy o mniejszych i większych problemach przedsiębiorstw, spowolnieniu gospodarczym, a z drugiej strony, ekosystem start-upowy zdaje się iść zupełnie odmienną drogą i wydaje się odporny na te wszystkie trudności. Spółki zdobywają kolejne rundy, często od inwestorów prywatnych – niedawno mieliśmy ciekawy przykład pozyskania przez polską spółkę Zowie finansowania od funduszu należącego do Google. Dużo jest pozytywnych informacji w zakresie inwestycji.

Oczywiście nie jest też tak, że wszystkie start-upy odnoszą sukcesy i globalna sytuacja nie ma na nie wpływu, dlatego ciężko jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi w tym zakresie. Nie można też wskazać na jednego „zwycięzcę” pandemii – nie ma jednej branży czy spółki, której udałoby się znacznie wybić na tle konkurencji i zarobić bajońskie sumy na nagłym zwrocie. Są oczywiście organizacje, którym udało się zarobić duże pieniądze podczas pandemii lub zanotować imponujące wzrosty, ale w dużej mierze były to nie nagłe pivoty, tylko projekty rozwijane od dłuższego czasu, które po prostu znalazły się w odpowiednim miejscu i czasie.

Podobny wniosek wskazaliście w raporcie podsumowującym polski EdTech – platformy do nauki zdalnej, które odniosły sukces podczas pandemii, były rozwijane już kilka lat przed nią. Ale, co ciekawe, choć poszczególne rundy finansowania w tej branży są imponujące, polscy inwestorzy wolą wspierać sektory healthtech, fintech czy IT. Czy ten trend ma szansę się odwrócić?

Edukacja jest specyficznym sektorem, w którym główną rolę odgrywa jednak szkoła publiczna.  Stanowi to pewne ograniczenie dla rozwoju nowych projektów, szczególnie jeśli ktoś nie ma wiedzy na temat tego, jak działa sektor publiczny. Ważnym elementem jest też to, że jeśli rozwiązanie jest w jakiś sposób dostosowane do rynku edukacyjnego w danym kraju, ciężko je z miejsca implementować w innym systemie nauczania. Jest to pewna bariera w skalowalności, dlatego inwestorom łatwiej jest wspierać finansowo projekty z dziedziny choćby digital health, bo są bezpieczniejsze.

Poza tym, na rynku EdTech jest ogromna konkurencja wśród rozwiązań zagranicznych. I w Stanach Zjednoczonych i na rynku azjatyckim funkcjonują naprawdę duże spółki, które zdobywają rynki międzynarodowe, co wpływa na kalkulację stopy zwrotu w przypadku mniejszych, tworzonych dopiero rozwiązań. Niestety sporo jest też rozwiązań, nawet na naszym rynku, w stylu „copy – paste”, które są podobne do siebie i różnią się tylko founderem. Trudno więc wtedy mówić o innowacyjności. Ale nie jest tak, że w Polsce nic się nie dzieje, bo mimo tych trudności powstają u nas bardzo ciekawe spółki. Te start-upy, które tworzą nowatorskie i łatwo skalowalne projekty, zdobywają, często pokaźne, rundy.

Podsumowując rok 2021 w polskich start-upach, pytaliście też o postrzeganie polskiego ekosystemu przez zagranicznych inwestorów. Czy ich zainteresowanie polskim rynkiem będzie wciąż rosnąć?

Myślę, że będzie rosnąć – pytanie tylko, jak będzie wyglądała struktura transakcji. Polskie spółki zdobywają coraz więcej kapitału, i to różnego kapitału. Kiedyś trudnością było dynamiczne przemieszczanie się i pitchowanie w różnych miejscach – nawet Europy, teraz czas pandemii i spotkań online znacznie to ułatwił.

Dlaczego wspominałem o tej strukturze transakcji? Bo niektórzy, z uwagi na pozyskanie licznych międzynarodowych inwestycji mogą twierdzić, że nie są to już polskie spółki. Te definicje „polskości” różnią się, natomiast ja uważam, że jeśli founder jest i czuje się Polakiem, start-up jest tworzony przez polski zespół, to jak najbardziej są to polskie rozwiązania. 

Myślę, że możemy obserwować też spory napływ spółek z Ukrainy – często są to bardzo ciekawe firmy. Podobnie rozwiązania, które już rozwijają w Polsce Białorusini. Są to ludzie zdeterminowani do osiągnięcia sukcesu, którzy chcą swoje projekty pokazać światu, wprowadzając je na nasz rynek.

Mam nadzieję, jak chyba my wszyscy, że w kolejnych miesiącach pandemia trochę odpuści i będziemy mogli powrócić również do organizowania i uczestniczenia w wydarzeniach stacjonarnych, które bardzo sprzyjają zdobywaniu inwestorów i poznawaniu się czy wymianie doświadczeń. To na pewno napędziłoby jeszcze bardziej rozwój naszego rynku. Jak widać, patrzę optymistycznie na to co będzie się działo w kolejnych miesiącach.

To popatrzmy jeszcze chwilę w przyszłość. Jak już wspomnieliśmy, w zeszłym roku zdrowie, finanse i IT cieszyły się największą popularnością wśród inwestorów. Jakie sektory mają szansę być szczególnie popularne w kolejnych miesiącach?

Już w zeszłym roku przewidywałem, że zdecydowanie wzrośnie popularność branży last mile, czyli szybkiego dostarczania do klienta dóbr i usług. Wyceny takich spółek jak JOKR czy Lisek potwierdzają ten trend oraz wskazują na dużą walkę rynkową – także inwestorów o możliwość dofinansowania tych firm. To może być rok, w którym będziemy obserwować dużą koncentrację inwestorów i spółek w sektorze e-commerce, a w końcówce roku także przejęcia, moim zdaniem szczególnie właśnie w segmencie last mile.

W pozostałym obszarze myślę, że niezmiennie dużym zainteresowaniem inwestorów będzie cieszyła się branża medyczna. Wydaje mi się też, że świat trochę bardziej otworzy się na kwestie cyber, w których możemy obserwować sporo ciekawych połączeń na styku różnych branży – choćby z fintechem czy spacetechem czy agrotechem. 

W ubiegłym roku głośno było o projektach takich jak NFT, metaverse czy kryptowaluty, w które inwestowane są ogromne pieniądze – często w inicjatywy nie do końca poważne. Pojawiają się także głosy sceptyczne dotyczące rynku technologicznego, które wskazują, że mamy do czynienia ze swego rodzaju start-upową bańką. Czy tak jest w istocie?

Absolutnie się z tym nie zgadzam. Inwestycje rosną także dzięki możliwości wykorzystywania jeszcze środków publiczno-prywatnych, które przez jakiś czas jeszcze będą dostępne. Ewaluacja spółek jest związana także z tym, że rosną wynagrodzenia zespołów budujących start-upy, droższe są też inne koszty prowadzenia działalności, choćby z wynajęcie lokalu czy pomoc prawna. Mamy też coraz więcej start-upów, które nie stawiają już pierwszych kroków na rynku, tylko są już zdecydowanie dalej, jeśli chodzi o rozwój, dlatego także ich wycena i potrzeby inwestycyjne są większe.

Jeśli chodzi o kwestie technologiczne jak NFT, metaverse czy ogólnie Web3, nie uważam, żeby ich rozwój był czymś złym – wręcz przeciwnie, przyglądam się mu z ciekawością. Natomiast jest bardzo dużo spekulacji i naciągania w tym zakresie, więc jeśli ktoś chce w jakiś sposób angażować się w rozbudowę tego typu projektów, powinien nie tylko być ostrożny, ale naprawdę kilka razy dobrze przemyśleć, ile pieniędzy chce w to zainwestować i co chce osiągnąć, a przede wszystkim zdobyć jak największą wiedzę w tym zakresie. Nawet jeśli ktoś ma bardzo duże nastawienie na ryzyko, to jednak warto pamiętać, że życie to nie jest film na YouTube. Przy tym, sama koncepcja, że można zarabiać na dziele sztuki zupełnie inaczej niż w tradycyjny sposób, jest – dla mnie jako prawnika – bardzo ciekawa.