Przejdź do treści
Publikacje Data publikacji: 04 sierpnia 2022

Czy w 2022 roku więcej jest szans, czy zagrożeń dla polskiego foodtechu? - rozmowa z Piotrem Grabowskim, foodtech.ac

W 2021 roku globalne inwestycje w foodtech sięgnęły 50 mld dolarów. Jakie są perspektywy na dalszy rozwój tej branży, jakiego wsparcia potrzebują foodtechowi start-uperzy i w jakich obszarach wciąż brakuje technologicznych rozwiązań? O tym opowiedział nam Piotr Grabowski, współtwórca programu akceleracyjnego foodtech.ac.

W czerwcu odbył się Demo Day 5. edycji Waszego akceleratora foodtech.ac, podczas którego pitch decki przedstawiło 5 start-upów. Jak podsumujesz tę edycję programu?

Główną radością dla wszystkich był fakt, że mogliśmy się spotkać stacjonarnie, bo widzieliśmy się w pełnym składzie po raz ostatni w grudniu 2019 roku, gdy kończyliśmy 2. edycję akceleratora. Trzecia edycja odbyła się całkowicie online, czwarta hybrydowo, ale z naciskiem na dobrowolność spotkań offline, więc ta inauguracja piątej odsłony akceleratora była dla nas prawdziwym świętem.

Widzimy też naprawdę dynamiczny rozwój „naszych” spółek. Do tej pory z akceleracji w foodtech.ac skorzystało 25 start-upów, z czego 8 jest już po ogłoszonych rundach finansowania, a kolejne dwie rundy są finalizowane. Inwestycje w polski foodtech – nie tylko w spółki uczestniczące w naszym akceleratorze - też są wyznacznikiem tego, że sektor rozwija się, choć póki co nie ma funduszu VC sprofilowanego typowo pod branżę foodtech.

Nasz program akceleracyjny w ciągu tych 5 edycji mocno ewoluował. Pamiętam, że znalezienie pierwszych mentorów w tym obszarze było bardzo trudne. Dziś zajęcia w foodtech.ac prowadzą ludzie z największych firm spożywczych w Polsce, takich jak Frisco, Carrefour, Procter and Gamble czy Dobra Kaloria. Mentorem jest m.in. Monika Borowiecka, która obecnie rozwija fundusz VC, a przez 17 lat pracowała w korporacji Mars. Co najciekawsze, trenerami są już także nasi alumni, np. Iga Czubak z Apollo Roślinny Qurczak, czy Artur Wiktor i Zbyszek Skwarski z Yoush, którzy mają do przekazania mnóstwo praktycznej wiedzy, bo przed chwilą sami przechodzili podobną ścieżkę rozwoju start-upu i znają te wyzwania od podszewki.

A jak zmienił się polski rynek foodtech przez te 3 lata?

Po naszym 5. Demo Day widać, że ta foodtechowa rodzina znacząco urosła. Uczestnikami pierwszego Demo Day w 2019 roku były osoby w dużej mierze związane z branżą start-upową. Foodtech – taki jak go rozumiemy obecnie – wtedy praktycznie nie istniał. W tym roku na Demo Day było już 200 osób wyselekcjonowanych i związanych bezpośrednio z tym sektorem – przedstawiciele mediów komunikujących o branży spożywczej, inwestorzy branżowi oraz szerokie grono prezentujących swoją ofertę start-upów foodtechowych. W naszej bazie mailingowej mamy zaś już ok. 1000 odbiorców. 

Zmienia się rynek, ale zmienia się też foodtech.ac – mamy nowego wspólnika, Michała Mądrego, który będzie przewodził akceleratorowi w najbliższych latach, bo ja i Michał Piosik budujemy fundusz inwestycyjny, który skoncentrowany będzie na branżach foodtech i agritech. Jesteśmy obecnie na etapie zbierania funduszu inwestycyjnego o wielkości ok. 20 mln euro. Wchodzimy więc jako foodtech.ac na kolejny etap rozwoju i wracamy też do przed-pandemicznego tempa dwóch edycji akceleratora rocznie.

Jak już wskazałeś, Wasz program akceleracyjny ukończyło do tej pory 25 spółek. Jakiego wsparcia, w Twojej ocenie, potrzebują początkujące start-upy z branży foodtech w Polsce?

W skrócie: wiedzy, doświadczenia, kapitału i dystrybucji.

Foodtech jest bardzo specyficzną branżą, a skalowanie czegoś opartego o fizyczne czynniki wytwórcze – zakłady produkcyjne, towary i materiały, z perspektywy inwestorów może być trudne. Szczególnie w porównaniu do rozwiązań zawieszonych gdzieś na serwerze w chmurze. Kiedy spółka mówi o tym, że posiada zakład produkcyjny od razu pojawiają się pytania: a kiedy będziecie potrzebowali większego? Wytłumaczenie tego w jaki sposób skalowany będzie taki biznes zajmuje trochę czasu i m.in. z tego powodu foodtech nie należy jeszcze do tych najchętniej wybieranych przez inwestorów w Polsce sektorów.

Z drugiej strony, produkcja żywności na szeroką skalę ma za sobą znacznie dłuższą niż start-upy technologiczne, niemalże 100-letnią historię. Nie pojawiła się w epoce internetu, tylko po II wojnie światowej. Ma jednak swoje zaszłości i potrzebuje unowocześnienia. Dlatego staramy się osobom tworzącym tradycyjną branżę spożywczą pokazywać, że dokładając do swojej działalności pierwiastek najnowszych technologii mogą produkować żywność dużo efektywniej, a w świetle postępujących zmian klimatycznych - z większym poszanowaniem środowiska naturalnego, na co dziś coraz więcej konsumentów zwraca uwagę. Inwestorom zaś tłumaczymy, że za technologią w foodtechu stoją jeszcze te dekady doświadczenia w produkcji spożywczej, które są plusem, a nie obciążeniem.

Podsumowując, wydaje mi się, że to co jest najbardziej potrzebne młodym start-upom foodtechowym, to rozumiejący ich potrzeby inwestorzy oraz wiedza, jak budować spółki technologiczne w tej branży. Dlatego bardzo istotne jest wykorzystanie w akceleracji mentoringu. Myślę, że bardzo przydatna jest też współpraca na linii dużych przedsiębiorstw spożywczych i młodych spółek technologicznych. Duże, tradycyjne firmy mają zazwyczaj rozbudowaną sieć dystrybucji i kontaktów. Start-upy zaś dokładają pierwiastek innowacyjności, badań i rozwoju. Takie połączenie wiedzy i doświadczenia oraz energii start-upów, przy udziale kapitału inwestorskiego, jest moim zdaniem przepisem na sukces.

A jak długo pracują nad nowymi produktami start-upy, które trafiają do foodtech.ac?

Najlepsze start-upy już w trakcie akceleracji u nas zaczynają sprzedawać swoje produkty na rynku, a w ciągu pół roku są w stanie wejść do naszej partnerskiej, dużej sieci dystrybucji, takiej jak Carrefour czy Frisco. Przychodząc do foodtech.ac mają wstępnie gotowy produkt, nad którym pracowali kilka miesięcy, a my w ciągu kolejnych 3-4 miesięcy pomagamy im go dopracować w taki sposób, żeby był gotowy technologicznie, spełniał wszystkie niezbędne normy i dopinamy umowę dystrybucyjną z partnerem. Dla porównania, w dużych firmach proces projektowania i wprowadzania na rynek nowego produktu trwa nawet dwa lata.

Dlaczego rozwój technologii żywieniowych jest obecnie tak istotny? Na jakie wyzwania jest odpowiedzią?

Przede wszystkim technologie odpowiadają na problemy klimatyczne, bo produkcja żywności i rolnictwo to dwa z pięciu najbardziej zanieczyszczających planetę przemysłów. Wiele start-upów pracuje nad roślinnymi zamiennikami mięsa, a jak wiadomo, jego produkcja jest dużym obciążeniem dla środowiska. Na rynek wchodzą także rozwiązania pomagające oszczędzać wodę, a to jest kolejny problem, z którym – nie tylko w Polsce - dopiero zaczynamy się mierzyć.

Kolejnym aspektem, który również jest bardzo ważny, a o którym mniej się wspomina, jest smak. Masowa produkcja żywności odebrała wielu produktom jakość, walory zdrowotne i sprawiła, że zaczęły smakować dużo gorzej. Wierzę, że właśnie technologia pomoże nam przywrócić wartości odżywcze i naturalny smak jedzenia, które zostały zabrane w procesie produkcji masowej.

Przyznam, że choć głównym motorem napędowym dla nas do tworzenia foodtech.ac są te czynniki środowiskowe, to ważna jest również ta ciekawość tego, co będziemy jedli w przyszłości. Nie wierzę, że w przyszłości będziemy jedli pastylki, bo jednak jedzenie ma również sprawiać przyjemność, ale nie mam pojęcia, czy za kilka lub kilkadziesiąt lat będziemy jedli steki hodowane komórkowo, roślinne czy może pokarm, o którym nam się do tej pory nie śniło.

A czy wojna na Ukrainie, inflacja i przerwanie łańcuchów dostaw to również są wyzwania, na które może odpowiedzieć sektor foodtech?

Na pewno te czynniki ekonomiczne, gospodarcze są również istotne. Obecnie panuje przekonanie, że roślinne zamienniki mięsa są drogie, ale masowa produkcja mięsa już drożeje. Wołowina na rynku amerykańskim jeszcze przed problemem z inflacją drożała o ok. 20% rocznie. Ciekawostką jest to, że spółka Beyond Meat postawiła sobie za cel zrównania do 2024 roku ceny przynajmniej jednego rodzaju roślinnego zamiennika ze swojego portfolio ze swoim mięsnym odpowiednikiem, a w miarę skalowania chcą, żeby ten roślinny był nawet tańszy.

Plusem rynku foodtech jest to, że ludzie z wielu rzeczy mogą w kryzysie rezygnować, ale jeść na pewno będą. W dodatku ludzi przybywa, dziś jest nas 7 mld, a w perspektywie 2100 roku ma być 11 mld. Musimy zatem tak gospodarować zasobami, żeby ich dla wszystkich wystarczyło. Wojna i kryzys gospodarczy na pewno wpłyną na rynek spożywczy, szczególnie na sektor premium, bo ludzie już teraz liczą bardziej swoje pieniądze, ale z każdym rokiem rośnie świadomość środowiskowa w społeczeństwie.

Przerwanie łańcuchów dostaw podczas pandemii spowodowało, że częściej zaczęliśmy sięgać po produkty lokalne i doceniać je oraz wymyślać nowe sposoby ich wykorzystania. Polscy producenci częściowo przejmą produkcję ukraińską – to oczywiście nie wydarzy się od tak, ale w przyszłym roku część obecnych niedoborów będzie już mniej dotkliwa. Będziemy też oczywiście wciąż wspomagać Ukrainę w ich trudnej sytuacji. Dlatego jestem pewien, że ten cięższy czas będzie dla polskich producentów motorem napędowym do szukania nowych, efektywnych rozwiązań, a technologia może być w tym najlepszym sprzymierzeńcem.

Jakich rozwiązań usprawniających branżę spożywczą czy rolnictwo, wciąż na naszym rynku brakuje? Jakimi obszarami powinni szczególnie zainteresować się innowatorzy?

Najczęściej rozmawiamy dziś o roślinnych zamiennikach mięsa i nabiału. Ale to są tylko dwa z około 40 obszarów foodtechu, które identyfikujemy.

Najgorętszym obszarem do zagospodarowania są biodegradowalne opakowania – na rynku jest bardzo mało tego typu sensownych rozwiązań. Sensownych, tzn. spełniających wymogi choćby atmosfery ochronnej i transportu, a w dodatku skalowalnych. Wiele opakowań świetnie wygląda w laboratorium, ale niekoniecznie da się je wyskalować lub ich cena jest zbyt wysoka, żeby mogły masowo przyjąć się na rynku.

Obszarem coraz bardziej popularnym są produkty tworzone na bazie grzybów – od napojów, po zamienniki mięsa. Grzyby mają to do siebie, że mogą rosnąć w bardzo zróżnicowanych, elastycznych warunkach, dlatego upatrywana jest w nich duża szansa. Rośnie również popularność białka z insektów – widać zainteresowanie tym tematem choćby po bardzo udanym debiucie spółki HiProMine na rynku NewConnect. Tutaj jeszcze ograniczeniem są pewne bariery kulturowe, ale w przypadku np. karm dla zwierząt, białko produkowane z owadów nie jest problemem. Jestem przekonany, że niedługo nikogo nie będzie dziwić, że w batoniku czy innej przekąsce, jest białko z insektów.  

Bardzo wiele będzie się działo również na rynku konopnym, zarówno w żywności, jak i napojach. Myślę, że na znaczeniu zyskiwać będzie też sektor, który ja nazywam „jedzenie jako lekarstwo”, czyli pomagające walczyć z chorobami wynikającymi m.in. z niezdrowego stylu życia – sercowymi czy nowotworowymi. Moim marzeniem jest to, żeby foodtech stanowił uzupełnienie medycyny dla wydłużania i poprawiania jakości życia. Myślę, że to jest segment, który będzie bardzo mocny w przyszłości.

Jak już powiedzieliśmy na wstępnie, za Wami 5. edycja akceleratora. Zaczynacie też tworzyć fundusz. Jakie są Wasze plany na kolejne miesiące tego roku?

Będziemy na pewno koncentrować się na wsparciu w komercjalizacji tych start-upów, które ukończyły niedawno akcelerację – one muszą wykorzystać to swoje przysłowiowe 5 minut i rozwijać się dalej. Naszym wspólnym wyzwaniem jest obecnie znalezienie im inwestorów, których środki zdecydowanie im w tym pomogą. Fundraising po akceleracji nie jest zawsze ekspresowy – najszybszą inwestycję pomogliśmy sfinalizować w 4 miesiące, ale zdarzyła się też inwestycja, nad którą pracowaliśmy 1,5 roku. Tu warto też wziąć pod uwagę fakt, że nie każda spółka jest od razu po akceleracji gotowa na inwestycję – nie każdy działa w tym samym tempie.

Planujemy jednocześnie już 6. edycję akceleratora i rozmawiamy z dwoma dużymi przedstawicielami branży spożywczej o stworzeniu dla nich dedykowanych programów akceleracyjnych, które być może będą stanowiły rozszerzenie naszej dotychczasowej działalności. Chcemy też pomagać w rozwoju innowacji – szybkiego walidowania, testowania i wypuszczania produktów na rynek - dużym firmom i usprawniać współpracę pomiędzy start-upami i większymi przedsiębiorstwami.